Jeden z najbardziej szalonych i nieprzewidywalnych filmów Hitchocka, będący zarazem esencją i chyba pierwszą próbą podsumowania jego twórczości, wygrywającą charakterystyczne dla niego wątki.
Film (w którym Hitch pojawia się w żartobliwej scenie na początku) opowiada historię podstarzałego playboya i kawalera, który omyłkowo wzięty za kogoś innego wmieszany zostaje w walkę wywiadów.
Jest więc bohater oskarżony o zbrodnię, której nie popełnił, zachowujący się tak, że tylko jego można wskazać jako winnego, jest motyw zamiany tożsamości, jest szpiegowska intryga, no i oczywiście tajemnicza blondynka. I kilka innych atrakcji, z których najsłynniejsza to scena na polu kukurydzy.
Wszystko w ironicznym, lekkim sosie, z przymrużeniem oka traktującym i intrygę, i samych bohaterów, dzięki czemu widz, mimo natłoku nieprawdopodobności, nie może oderwać się od ekranu. Nie ma już nawet co wspominać o stronie technicznej czy świetnej muzyce Herrmanna.
Do tego dwie aktorskie legendy: Cary Grant i James Mason, którym dzielnie sekundują Martin Landau i Eve Marie Saint.
Efekt tego taki, że "Północ-Północny Zachód" pozostaje niedoścignionym wzorem kina czysto rozrywkowego, które właśnie tak powinno wyglądać.